Wstrząsająca powieść
22/07/2022
STOS DZIECI. Maksymalnie wykorzystanych. Dogorywających. Makabryczny widok. Niekompletność nagich ciałek. Wzdłuż każdego z nich prymitywny szew. Albo w poprzek. Bez nerki, bez jądra, bez płuca, bez oka. Pobierane narządy wycinane i transportowane w celu przeszczepu. Tym, którzy potrzebują, a dobrze zapłacą. Transakcja za wielkie pieniądze.
foto: Jola Babij Media Production JB/ Plastinarium w Guben (Niemcy)
Victor Kilian przyglądając się filmikowi w Darknecie przypomniał sobie jedną z sesji z numerem 110.00. Zamknął oczy, by przywrócić emocje tamtego spotkania. Jednego z wielu, jakie dla niego osobiście były na bardzo głębokim poziomie. Szczątki ludzkie odsączone z krwi, wcześniej bite kijami tak, by cała jucha zeszła, wypłynęła wielką strugą. Ta, co wylana, niepotrzebna, strumieniem schodziła wprost do rzeki. Potokiem łez nikt po nich nie zapłakał ani razu. Amazoński badacz nie należał w tamtym czasie do zbyt wrażliwych. I jasno to formułował w swoim dzienniku.
- Ludzkie embriony po aborcjach, które nie zostały wykorzystane przez szamanów, były odsprzedawane. Płody skupowane były przez amerykański rząd do produkcji szczepionek i leków, na przykład na chorobę Parkinsona. Nic się nie marnowało, wszystko było do czegoś przydatne, potrzebne. Jak więc mógłbym pomyśleć, że nie przyczyniamy się do rozwoju nauki? Dziś myślę inaczej – pacjent oddechem próbował przywrócić sobie wewnętrzny spokój.
- Kilkuletnie dzieci, które nie zostały oddane na rzeź albo które zaciekle się broniły przed śmiercią i jakimś cudem, choć poddane agresywnym bodźcom, przeżywały - stawały się w późniejszym życiu bardziej wytrzymałe. Te, które przeżyły, a następnie zażyły chromaticę uzyskaną od innego człowieka – były niezniszczalne. Idealny prototyp wojownika, którego można wykorzystać do każdego celu. Do wojny psychicznej lub fizycznej, z kimś lub z samym sobą. Z odpowiednim programem w mózgu byłyby więc pożądane przez każdą strefę, biznes, jednostkę obronną danego kraju – tymi słowy numer 110.00 zakończył wtedy swoją wypowiedź.
Kilian spojrzał teraz jeszcze raz w galerię najnowszych filmów, jakie podesłał mu Anonimus. Szukał odpowiedniego. Takiego, na którym dostrzeże efekty odstawienia chromatiki, bo to go teraz interesowało najbardziej. Filmiki z galerii wyglądały na amatorskie lub nagrywane z ukrycia. Włączył pierwszy z brzegu. Czarnoskóra kobieta siedząca przed komputerem patrzyła prosto w monitor. Najprawdopodobniej nie wiedziała, że kamera jest zdalnie włączona i właśnie obserwuje ją podziemna strona Internetu, a przynajmniej jeden użytkownik, zainteresowany tym, jak zadziała na nią podstępnie podany komunikat podprogowy w chwili, gdy jest na głodzie odstawienia od chromatiki. Piękna Afroamerykanka przeglądała w Internecie jakieś strony, kiedy usłyszała w głośniku swojego komputera krótki dzwonek. Na ten sygnał zastygła w bezruchu, a następnie z impetem uderzyła głową w blat biurka. Raz za razem, aż jej twarz i czoło pokryły się brunatną cieczą. Krew zalewała lewe oko. Twarz nieruchoma jak u mima. Bez grama grymasu z powodu bólu. Wzrok nieprzytomny, a jednak wciąż na tyle silny, by móc spoglądać po każdym uderzeniu prosto w kamerę. Jakaś niewidzialna siła ściskała ją za kark i przytrzymywała, ilekroć chciała wstać od biurka. I jeszcze raz huk, i jeszcze raz rąbnięcie o blat. Umysł już niby nieprzytomny, a jednak kierował w ciało kobiety samoagresję ze zwierzęcą siłą i nabuzowaniem niegodnym człowieka. Prosto, potem z ukosa, waliła zębami raz po raz to w klawiaturę, to okiem o kant stołu. Zarzucała głową na boki. Na ekranie komputera mrugał jakiś obraz, może komunikat. Tego kamera już nie uchwyciła, patrząc wciąż na leżącą głowę kobiety.
- I co? Podobało ci się? – zapytał Anonimus, nawiązując połączenie z Kilianem na czacie.
- Niekoniecznie. Potrzebuję czegoś innego, sam nie wiem…
- Jest cały zestaw. Myślę, że około dziesięciu. Wybierzesz coś.
- Pokaż mi jeszcze naszą małą fabryczkę, chcę zobaczyć, czy wszystko w porządku.
- Mam kilka wideorelacji z wczoraj. Na żywo nie było możliwości. Podziemia są tak zabezpieczone, że trudno o sygnał. Ale mam nagrania. Zaraz ci udostępnię.
Kilka chwil później Kilian wiódł wzrokiem za męskimi butami, na które skierowana była kamera zamontowana w okularach, które osobnik nagrywający filmik miał na nosie. Było ciemno. Jedynym światłem był snop latarki rzucany gdzieś z wysokości głowy człowieka, który szedł pierwszy. Sądząc po odgłosie kroków, najprawdopodobniej przebywało tam kilka osób. Podziemny, kilkudziesięciometrowy korytarz prowadził do piwnic. Przy ścianach zardzewiałe, przeciekające rury. Podłoże cementowe, z widocznymi śladami ubytków oraz kałużami. Pokój. Garaż. Związana, zakneblowana kobieta. W pomieszczeniu obok dwoje dzieci wtulonych w siebie w ciasnym kącie. Kamera minęła je i przeszła dalej. Tam, gdzie dzieciaków było zdecydowanie więcej. Chrzęst zamka w kracie.
Wprowadzenie dziecka w stan niewyobrażalnego strachu powodowało u niego automatyczne spłycenie oddechu. Ilość tlenu wtłaczanego do krwi ulegała znacznemu ograniczeniu. To z kolei miało wpływ na metabolizm oraz poważne zmniejszenie wytwarzanej energii. Sylwetka kostniała w bezruchu, a możliwość poruszania się była owym strachem paraliżowana. Mięśnie skracały się, obkurczały na całej swojej powierzchni. Gałki oczne w pierwszej fazie szeroko otwarte lub czujnie obserwujące otoczenie nagle cofały się w głąb czaszki, powieki próbowały się zacisnąć. Cała energia ciała kumulowała się już jedynie w głowie, a myśli skoncentrowane były jedynie na woli przetrwania. Stopy maleństwa, początkowo rozcapierzone, próbowały pochwycić każdym palcem z osobna choćby grudkę ziemi, której mogłyby się przytrzymać. Teraz, zaciśnięte niczym piąstki, rąbały z impetem w podłoże. Opadłe z sił, podkurczone kolana w ochronie najbardziej newralgicznych miejsc na ciele zaskorupiały się niczym gipsowy odlew i mimo woli dawały sygnał, że nie potrwa to długo. Ofiara z wypalonym na wątłym udzie znakiem pedofilskiej miłości była niemal bez sił. Ciało nastawione na jak najmniejsze pobieranie bodźców. Przyjęta postawa udowadniała, że leżąca postać jest w stanie skrajnego wyczerpania. Oddech był coraz mniej zauważalny. Należało więc nieco odpuścić i rozmrozić sylwetkę z bezruchu, by zagościła w niej jakakolwiek inna emocja i witalność. Skrajne stany emocjonalne były w tym momencie bardzo pożądane. Tak, dzieciak był gotów. Na dany sygnał należało wkłuć się i „wychatrać” z krwi chromaticę.
Współodczuwanie, jakiego Victor Kilian doświadczał, patrząc na katowane małe dzieci, sprawiało, że budował tym swoją wewnętrzną ulgę i jednocześnie siłę. Wzrastał w cieniu tego zła. Czuł ich nieogarniony umysłem lęk, a mimo to nie przestawał. Łączył się w cierpieniu z każdym z nich z osobna i było ich już wtedy dwoje, a potem troje i czterdzieścioro, i więcej. Synchronizował się w niepojętym bólu z każdym z osobna. Piekło sprawiało, że czuł się jak w niebie… i kompletnie swej postawy nie rozumiał.
/fragment powieści "Niech cię szlag" Alex Staudinger/
redakcja i korekta: Media Production JB