Wózkiem przez świat

13/11/2017

Niepełnosprawny podróżnik ze Szwecji - Zbigniew „Rullaman” Graczyk – spełnił swoje kolejne marzenie. Zadebiutował na rynku wydawniczym autobiograficzną książką „Wózkiem przez świat”, w której przełamuje stereotypy na temat niepełnosprawności, a która to książka przedpremierowo zbiera pochlebne opinie. Pasjonat podróży, emigrant, youtuber i bloger, autor artykułów w czasopismach podróżniczych – a przede wszystkim, ciekawy świata człowiek.

okladka(6)mala

Dlaczego Rullaman?

Zbigniew "Rullaman" Graczyk: Ponieważ kulam się przez świat, przez życie. Tak, dosłownie. Stąd mój pseudonim Rullaman - czyli człowiek, który toczy się na kołach. 

Napisał Pan autobiograficzną książkę „Wózkiem przez świat”. W tytule zawarte jest chyba to, co w Pana życiu najważniejsze. I wózek inwalidzki, i podróże. Jak udało się połączyć jedno z drugim? Istnieje stereotyp, że osoba niepełnosprawna jest izolowana od społeczeństwa, nie ma pasji, przeklina swój los. Książka pokazuje, że można żyć zupełnie inaczej. Ile w tym zasługi "Rullamana", a ile zrządzenia losu?

„Rullaman”: To jest tak, że ja w pewien sposób pozwalam się unosić fali życia. Kiedy widzę gdzieś w oddali „światełko”, sposobność na jakąkolwiek podróż, to idę w tym kierunku. Zaczynam szukać informacji, ludzi, po prostu się w to zagłębiam. Przygotowuję plan, zbieram pieniądze, szukam pomocy w realizacji danej wyprawy. Ale bywa, że podróże do niektórych miejsc pozostają  poza moim zasięgiem lub po prostu są odłożone na później. Tak jest chociażby teraz z pomysłem wyjazdu do Korei Północnej. W tym konkretnym przypadku mam dwa ogromne problemy: techniczno-logistyczne rozwiązanie podróży dla wózkowicza oraz brak pieniędzy. Mam jednak nadzieję, że pojawi się sposób na rozwiązanie tego. Niekiedy potrzeba czasu, by zasiane ziarenko wyrosło na piękną podróż. Więc tak, można powiedzieć, że często zdaję się na zrządzenia losu. Ale przede wszystkim sam bardzo dużo rozsiewam tych swoich ziarenek z pomysłami, co często jest naprawdę ciężką pracą.

Podróżuje Pan od lat. Jednak dopiero teraz zdecydował się Pan wspomnienia uporządkować i spisać. Dlaczego? Wcześniej trudno było zasiąść do pisania, czy materiału na książkę było zbyt mało?

„Rullaman”: Tak naprawdę  o napisaniu książki myślałem od dziesięciu lat. Tyle, że jakoś nie mogłem się zebrać, by poukładać wszystko w zgrabną całość. Nie wiedziałem jak się za to zabrać.  Na początku miała to być typowo biograficzna opowieść. Ale dwa lata temu zmieniłem zdanie. Miałem już wtedy jakieś doświadczenie w podróżach na wózku i zacząłem się tym dzielić z innymi poprzez moje artykuły czy filmiki. Wtedy stwierdziłem, że fajnie byłoby te wątki podróżnicze umieścić w książce. I tak narodził się pomysł na opowieść o mnie i moich wojażach po świecie.

Zwiedził Pan  dwadzieścia krajów, cztery kontynenty, które z miejsc było tym najpiękniejszym i dlaczego?

„Rullaman”: Bez wahania odpowiem – Japonia. Z wielu powodów. Przede wszystkim jest to kraj bardzo odmienny kulturowo. Wszystko jest tam inne. Ludzie, budynki, samochody, jedzenie, a przede wszystkie zachowania ludzkie. Japonia zawsze wydawała mi się nieosiągalna, niemożliwa do odwiedzenia przez osobę na wózku. Nawet podczas długich tygodni przygotowywania do tej wyprawy, wiele osób odwodziło mnie od tego pomysłu. Mówili, że nie dam sobie tam rady. To w jakiś sposób spotęgowało mój odbiór Japonii. Gdzieś w głowie otworzyło mi też drzwi na nowe, jeszcze trudniejsze wyprawy. Pewnie dlatego tak wiele miejsca w książce poświęciłem tej eskapadzie. To był jakby punkt zwrotny w moim podróżniczym życiu.

Rullaman napisał w książce, że spotykał na swojej drodze życia, dobrych, ciekawych ludzi. Znaleźli się wśród nich tacy, którzy wywarli na nim szczególne wrażenie? 

„Rullaman”: Wiele było takich osób. Nie sposób wszystkie wymienić w krótkim wywiadzie. Mój były opiekun, a może nawet przyjaciel, Igor. Za dawnych czasów zjeździłem z nim dziesiątki tysięcy kilometrów. Poza pozytywnym usposobieniem i kilkoma innymi zaletami, zawsze ogromne wrażenie wywierała na mnie jego miłość do jazdy samochodem. Gdy wsiadaliśmy do auta, mógł jechać tysiąc kilometrów, właściwie bez przystanku. A do tego bezpiecznie. Czułem się z nim naprawdę komfortowo. Wielokrotnie los stawiał na mojej drodze ludzi, którzy coś wnosili do mojego życia, choćby pojawili się w nim na chwilę. Na przykład podczas wyprawy do Japonii, spotkałem dwie interesujące osoby. Polski youtuber z Japonii - Emil Truszkowski, który między innymi kręci filmy z podróży do Korei Północnej. Czy mnie tak urzekł? Samozaparciem w dążeniu do celu, odwagą - w końcu wyjazdy do Korei to nie byle co - i swoją pozytywną energią. To z nim właśnie snujemy plany zorganizowania dla wózkowiczów wycieczki do KRLD. Drugą taką dość intrygującą postacią podczas tej japońskiej przygody, była pani z obsługi superszybkiego pociągu Shinkansen. Widziałem ją zaledwie kilka razy w ciągu kilku godzin. Dlaczego więc tak utkwiła mi w głowie? Zaimponowała mi swoim zaangażowaniem i oddaniem dla własnej pracy. Tym, w jaki sposób wykonywała swój obowiązek opieki nad pasażerami, by przez te kilka godzin podróży czuli się jak najbardziej komfortowo. Patrząc na nią, odnosiło się wrażenie, że w jej wykonaniu to nie była byle jaka praca, ale realizowana misja najwyższej wagi. To mi uświadomiło kilka rzeczy, zmusiło do myślenia, zastanowienia się nad pewnymi kwestiami. Ja bardzo lubię obserwować ludzi i o tym też wspominam w swojej książce.

Zbigniew Graczyk Rullaman USA mediajb.pl_1

Na czym  Panu zależało  najbardziej w trakcie pisania biograficzno-podróżniczej opowieści? Co Pan chciał przekazać czytelnikom i czy to się udało?

„Rullaman”: Najbardziej zależało mi na pokazaniu drogi do znalezienia wewnętrznej siły, którą każdy z nas posiada. Ta siła pozwala uwierzyć w siebie i robić rzeczy, wydawałoby się - niemożliwe. Ja często „takie rzeczy” robiłem w swoim życiu. I o tym też opowiadam w książce „Wózkiem przez świat”. Na potwierdzenie tej teorii, że „siła każdego z nas jest w głowie, a nie w muskulaturze” (cytat z książki). Czy mi się udało to przekazać?  Nie wiem. To już ocenić mogą czytelnicy.

Dla kogo jest ta książka? Do kogo skierowana? Głównym odbiorcą mają być osoby niepełnosprawne, czy zdrowe?

„Rullaman”: Długo się nad tym zastanawiałem, nawet jeszcze w czasie jej pisania. I dziś to wiem. Dla leniwych. Żeby im się chciało chcieć… I każdemu z nich życzyłbym przeżycia choćby jednej wielkiej, podróżniczej przygody. Bez podziału na osoby zdrowe, chore, pełnosprawne lub z jakimikolwiek ograniczeniami. Bo, że WSZYSTKO można – to niejednokrotnie udowodniłem.

Co Panu sprawiało największą trudność w czasie pisania? Przypomnienie sobie pewnych miejsc, zdarzeń, czy może coś innego?

„Rullaman”: Oczywiście pamięć często jest zawodna. Zwłaszcza, gdy chcemy cofnąć się wiele lat wstecz i poszukać pewnych szczegółów. Tym bardziej, kiedy nie ma się materiałów zdjęciowych lub filmów. Tak, to było trudne.  Choć najtrudniejsze było otworzyć się i dzielić publicznie własnymi przemyśleniami, bardzo osobistymi wspomnieniami. Nigdy wcześniej tego tak otwarcie nie robiłem. Przecież porady czy relacje z podróży, które publikowałem wcześniej, to zupełnie co innego. Tutaj w książce odsłoniłem kawał swojego życia. Na domiar tego, od dzieciństwa zawsze miałem problem z tworzeniem długich tekstów. Moje wypracowania szkolne - to była zwykle jedynie krótka esencja pozbawiona lejącego się przez wiele stron kwiecistego  języka. Mam w końcu bardzo ścisły umysł, typowo matematyczno-analityczny. Napisanie książki było więc dla mnie iście heroicznym wysiłkiem, nie tylko fizycznym, ale i psychicznym. Ostatecznie postawiłem na naturalność, na to jaki jestem naprawdę, na prosty język jakiego używam na codzień, bez zbędnych udziwnień. I ta wewnętrzna blokada wtedy po prostu puściła. Nawet nie wiem kiedy - powstała prawie trzystustronnicowa historia mojego życia.

„Wózkiem przez świat” to pana literacki debiut, ale nie jest pan debiutantem jeśli chodzi o dzielenie się z innymi informacjami o swoich podróżach. Na koncie artykuły prasowe, relacje filmowe, audycje radiowe. Która z tych form opowiadania jest dla pana najłatwiejsza.

„Rullaman”: Jak wspomniałem, napisanie pięknego, długiego tekstu to dla mnie ciężka praca niczym w kamieniołomach. Tak więc zdecydowanie łatwiej mi posługiwać się formatem wideo. Uwielbiam kręcić filmy, opowiadać w nich, a na końcu w mojej „jaskini” montować to wszystko godzinami. Z uwagi na moją niepełnosprawność, samodzielne filmowanie jest dla mnie praktycznie niemożliwe. Ale i na to znalazłem sposób. Przymocowana na sztywno do mojego wózka elektrycznego kamera i witaj przygodo filmowca!  Tak właśnie powstają moje filmy na YouTube z „perspektywy wózkowicza”, dosłownie i w przenośni.

Nie zdecydował się Pan na  wysłanie książki  do wydawnictw tradycyjnych, a postanowił wydać samodzielnie, własnym sumptem, czyli w formacie self-publishing. Skąd taka decyzja?

„Rullaman”: Dwa główne argumenty za tym przemówiły.  Po pierwsze, nie wierzę by jakikolwiek wydawnictwo  miało ochotę tak z biegu wydać książkę takiego małego ludzika jak ja - w dowodzie mam wpisane w 123 cm wzrostu, zmierzono mnie w pozycji siedzącej, na wózku (śmiech). To żart oczywiście, wzrost nie ma nic do tego. Po drugie i najważniejsze,  zawsze lubiłem mieć wpływ na swoje życie. Zwykle wszystko sam przygotowywałem, organizowałem. Decyzja więc była właściwie oczywista, zrobię to sam. Przynajmniej nauczę się czegoś nowego. I tak się stało.

Od kiedy książka „Wózkiem przez świat” będzie w sprzedaży, w jakiej formie – papierowej czy elektronicznej - i gdzie ją będzie można nabyć?

„Rullaman”: Oficjalnie książka ukaże się na rynku już w grudniu '2018. Tuż przed świętami. Nie znam jeszcze dokładnej daty, niestety. Najpierw będzie to wersja elektroniczna, chwilę później papierowa. „Wózkiem przez świat” będzie można kupić między innymi poprzez moją stronę internetową Rullaman i w księgarni Bonito.

Jakie plany na najbliższą przyszłość? 

„Rullaman”: W ciągu najbliższych miesięcy skupię się na wydaniu i promocji książki. Na pewno będę też chciał zorganizować spotkania na żywo z czytelnikami oraz widzami. Chciałbym dalej rozwijać swój kanał na YouTube i coś co od pewnego czasu chodzi mi bardzo mocno po głowie. Chciałbym na swojej stronie internetowej stworzyć miejsce, w którym zbiorę relacje i porady z podróży innych wózkowiczów. Powstałby taki ogromny przewodnik dla osób niepełnosprawnych. Wszystkie ważne dla nas informacje, gdzie jest podjazd, a co jest nieprzystosowane - byłyby w jednym miejscu. To taki plan na dni powszednie. 

A plany podróżnicze?

„Rullaman”: Ciągle mam w głowie tę Koreę Północną. Wszystkie „za i przeciw” z tym związane, opisałem w książce. Co z tego wyjdzie, zobaczymy. Poza tym mam chęć na zwiedzenie wielu innych, odległych miejsc. Jestem na etapie rozsiewania tych „ziarenek”, o których mówiłem wcześniej. Są Chiny, jest Australia. Ale i jest Czarnobyl. Tak. To może szalone, ale chciałbym zobaczyć Prypeć. Przyznam, że nawet już wstępnie się rozeznałem jakby miał wyglądać taki wyjazd wózkowicza. W Polsce jest też mnóstwo pięknych miejsc, które chciałbym sfilmować. I pokazać, że te bliskie podróże również mogą być piękne.

Debiut literacki ma Pan już za sobą. Zamierza Pan na tej jednej książce poprzestać, czy może będą jakieś kolejne kroki związane z pisaniem?

„Rullaman”: Oczywiście, że będą kolejne kroki. A przynajmniej mam taką nadzieję. Nie zatrzymam się przecież na pierwszym stopniu. Trzeba się wdrapywać dalej.  Chyba, że spadnę (śmiech).  Mam w głowie kolejny pomysł na książkę. Już kiełkuje. Tym razem na książkę zupełnie zmyśloną, taką opowieść science-fiction.  Czy ten pomysł rozkwitnie, czy umrze śmiercią naturalną? Zobaczymy.

Dziękuję za rozmowę i szczerze życzę powodzenia.

rozm. Jola Babij/ Media Production JB, foto: z archiwum autora "Wózkiem przez świat"