Prosto z Londynu

30/03/2016 

Pod względem liczby mieszkańców, stolica Wielkiej Brytanii jest jedną z największych aglomeracji miejskich świata. Żyje tam 12 mln ludzi. Wśród nich nie brakuje mieszkańców regionu łódzkiego. Jak im się żyje, jak odnajdują się w nowej dla siebie rzeczywistości? O tym, w korespondencji „Prosto z Londynu”.

DSC_5555a

Dzień pierwszy. Wywieszam kartkę na polskim sklepie, jednym, drugim. Że robię reportaż, że szukam mieszkańców regionu łódzkiego. Cisza. Kolejne dwa dni i też nic. Na trzeci dostaję e-mail i wiadomość w sklepie. Poczta pantoflowa najlepsza. Tak, możemy pogadać. Tak, można przyjść ze znajomymi. To do zobaczenia w polskiej knajpie na West Ealing. Robi się z tego niemal rodzinne spotkanie. Ten jest wujkiem kolegi, tamten pracował z jego żoną w elektrowni, a brat zna wójta. Harmider. No, tak to się pracować nie da. Kto został w kraju, skoro tylu „naszych” wyjechało? Na jednym spotkaniu chyba się nie skończy. Co człowiek, to inna historia, inne problemy, inne powody emigracji. Nie każdy ma chęć do zwierzeń na forum. Co innego w cztery oczy. Już nie ma przechwałek, mówienia z akcentem. Jest za to nostalgia w głosie i wyrzuty, że dlaczego w Polsce nie da się żyć. Człowiek w Angli ma poczucie wartości, mierzonej ciężkością portfela. Dla jednych Anglia to wygodne życie, benefity, a dla innych harówka, depresja i walka z samotnością. Niejednokrotnie też z nałogami. Whisky w weekendy leje się strumieniami, a zapach marihuany kłuje w nos. To nierzadki widok.

mediajb

Ci, którzy przyjechali do Londynu około dziesięciu lat temu, częstokroć mają już swoje firmy, domy na poważny kredyt (min. za 200 tys. funtów) lub okrągłą sumkę na koncie. Udało im się, ale i czasy do zarabiania były lepsze. Późniejszy „sort” miał już gorzej. Tych pierwszych wyróżnia niechęć do integracji z polskim społeczeństwem w Anglii. Razem trzymają się raczej „nowi” albo – by kogoś tu nie urazić – mniej radzący sobie. Co bardziej cwani, żyją z naiwności i głupoty tych drugich. A kiedy im się już nie chce, wracają do kraju. Ich miejsce zajmują następni.

anglia8mm

A przecież niemal każdy zaczynał od mieszkania w „kołchozie”, po kilkanaście osób w jednym domu, co najmniej dwie w wynajmowanym pokoju. Ci ze znajomością języka, poradzili sobie szybciej. Ale i te osoby, które potrafią powiedzieć tylko „helloł” i marlboro, też przeżyją. Jak zapewniają moi bohaterowie, tu prawie wszyscy dadzą sobie radę. Polskie sklepy, polskie przychodnie zdrowia, polscy brygadziści i polscy wyzyskiwacze. Cały ośrodek życia. Jak się człowiek bardzo uprze, to można. Prawie wszystkie firmy opanowane są przez imigrantów, wśród których polscy pracownicy to norma. I albo trafia się na tych, co pomogą jeden drugiemu – albo na tych, którzy wbiją nóż w plecy. Jak to powiedział bohater jednego z moich reportaży: „To nie jest film „Londyńczycy”, ktoś to życie w tym filmie ubarwił, a realia są przecież inne”. I o tych innych zgodził się opowiedzieć m.in. Włodzimierz, po angielsku zwany Johnem. Nowa rzeczywistość, to i nowe imiona. Nie dla blichtru, ale dla wygody. Swojej i pozostałych. Są tacy, którzy zmieniają oficjalnie nawet nazwiska, bo o ile Żółtowski można jeszcze jakoś zmieniając litery przesylabizować, to już Świerzaczek nie za bardzo. Ale to już materiał na inną historię.

media_production_JB

Spotkanie w polskiej knajpie miało swój klimat. Lokal stylizowany na wiejską gospodę, gościł tego dnia… ukraińskich solenizantów. Grupa ponad dwudziestu osób świętowała przy suto zastawionych stołach. Na pytanie, czy to częsty widok odpowiedziałam sobie sama. Kiedy chwilę później „didżej” rodem z Ukrainy przesłał dedykacje dla przyjaciół z Polski. Dwie piosenki później, dla Polaków spod okna. I ruszyła wspólna zabawa, nieważne Polak, Ukrainka, Anglik. Jeden obtańcowywał drugiego. Ci z imprezy integrowali się z tymi, co rezerwacji stolików nie mieli. Pan od muzyki okazał się członkiem tercetu, który prowadzi cotygodniową imprezę z muzyką na żywo. Londyn wielki, a jednak w tym środowisku ludzie siłą rzeczy znają się. Tam chwilowo czas się zatrzymał i nie miało znaczenia, kto jest skąd. Ludzie poznają się, środowisko rozrasta, nawiązują się nowe znajomości. Polacy w Londynie mają dokąd pójść w weekend, jednak wielu wybiera polskie lokale. Być może z chęci integracji, a może nawiązania luźnej znajomości. Czasem chcą potańczyć albo po prostu pogadać.

DSC_5550a

Życie w Londynie rozlicza się zwykle nie w systemie miesięcznym, a tygodniowym. Co nie jest regułą, acz wygodną, ogólnie spotykaną formą. Średnie koszty utrzymania w tym mieście przez siedem dni, oscylują wokół 200-300 funtów. Za pokój jednoosobowy (w zależności od zamieszkiwanej dzielnicy, im bliżej centrum tym drożej) ok.100 funtów, tygodniowa „oysterka” czyli bilet na autobusy lub metro 20-30 funtów. Opłaty za Internet – min. 10 funtów,  abonament tv ok. 10 funtów (raczej płaci każdy i jest to kontrolowane, a nie płacącym wlepiane są kary). Jedzenie w zależności od potrzeb, bądź zgromadzonych zapasów z Polski (wyśmiewane słoiki z kraju, nadal funkcjonują) – jakieś 50 funtów tygodniowo. Kosmetyki, ubrania, drobne przyjemności i rozrywka powiedzmy 40-70 funtów.

DSC_5553mm

Zarobki? Proszę bardzo. Łatwo obliczyć ile dostają za ośmiogodzinny dzień pracy. Nikt z tego tajemnicy nie robi, bo w poszczególnych branżach stawka godzinowa jest raczej stała. Leszek hydraulik, w przeliczeniu na złotówki bierze 60-70 za godzinę. Prywatnie bierze miej. Znajomy stolarz oraz murarz mają podobna stawkę. Dobrze opłacane są opiekunki, rzeźnicy i dekarze – ok. 12 funtów. Najmniej zarabiają pokojówki, sprzątaczki, pomocnicy w kuchni, na budowie i pracownicy fabryk – ok. 8 f/h. Dodajmy, że są to grupy najbardziej wyzyskiwane (niepłacenie za nadgodziny etc.). Wyższe stawki mają menadżerowie, pracownicy dużych korporacji, specjaliści IT – ich kontrakty opiewają na kwoty naprawdę spore. Co ciekawe, te osoby raczej nie chwalą się tym. Mają ten luksus i tę świadomość, że mogą żyć jak chcą. Wszystko jest więc kwestią odpowiedniego wyboru. „Polscy londyńczycy” opowiedzieli nam o wyborach jakich dokonują w swoim życiu, ale o tym - już w innych artykułach.*

anglia 2013 174tt

 

tekst i foto (archiwum*): Jola Babij /Media Production JB

*media i firmy zainteresowane naszymi materiałami prasowymi zapraszamy do kontaktu: mediaproduction.jb@gmail.com