Drugie życie

27/02/2016 

Garnki, rurki, stare węglarki, bęben od pralki. Mógłby tak wyliczać w nieskończoność. Bywa, że naprawdę jest z czego wybierać. Im cięższy przedmiot, tym lepiej. Za kilogram puszek dostaje nieco ponad trzy złote, Czyli, że musi uzbierać jakieś pięćdziesiąt sztuk, żeby dostać parę groszy. I nachodzić się trzeba. Ale za to wieczór przez zbiórką odpadów wielkogabarytowych, to dla niego istny raj.

Uskuteczniam małą obserwację. Janek żyje ze zbierania złomu. Nie ma własnego środka transportu, Dźwiga sam i ile uniesie. Czasem pożycza od kolegi rower albo dwukołowy wózek z dyszlem. Wiadomo, nie za darmo. O pożyczce nie ma jednak mowy w okresie, kiedy w jego gminie prowadzona jest zbiórka odpadów wielkogabarytowych. Każdy głupi przecież wie, jak mówi Janek, że można się wtedy nieźle obłowić. Więc kto może, to na te łowy rusza.

DSC_8220_m

- Różnie jest, no wiadomo. Na barana wszystkiego nie wezmę. Roweru ni ma, bo mi ukradli. Nosić ciężko, wiadomo. Raz trafiła się wanna i grzejnik, taki fest żeliwniak. 80 albo 100 kilo. Sam tu nic nie załaduję, musi być na pomoc drugi. Przytrzyma czy co, bo samemu ciężko. No to z kumplem idę. Wtedy musze się dzielić. Ale co się zarobi na wystawkach, to się zarobi. Ludzie kładą przed chałupy, to wtedy biorę. Opłaca się, bo nie muszę szukać. Tylko wszystko leży i czeka, żeby to zabrać – odpowiada szarpiąc się z fragmentem trzepaka z demontażu.

Okradają nas

Obserwacji ciąg dalszy. Już nawet nie Janka, już nawet nie jemu podobnych, okazjonalnych szperaczy, ale bardziej zorganizowanych. W wieczory poprzedzające zbiórkę odpadów wielkogabarytowych, przed posesjami w powiecie bełchatowskim dochodzi do dantejskich scen. I nie ma znaczenia,, czy jest to w Szczercowie, Zelowie czy Niedyszynie.

- Tylko śmigają te latareczki w ciemności. Zakradają się i kto pierwszy ten lepszy. Dla mnie to niech oni sobie biorą co zechcą. Ponieważ mi to bez różnicy, czy to weźmie Eko-Region czy kto inny. Ale niech bałaganu mi pod domem nie robią – opowiada mieszkaniec gminy Bełchatów. Powystawiane do zabrania przez Eko-Regio odpady, rozbierane są przez bliżej nie znane osoby - na czynniki pierwsze. Wszystko w poszukiwaniu wartościowych surowców wtórnych.

DSC_8227a_m

- Część rzeczy, które wystawiane są przez mieszkańców w ramach akcji zbierania odpadów wielkogabarytowych, uznawana jest za niebezpieczne. Jak chociażby opony czy sprzęty elektryczne. I one muza być fizycznie przebrane, posegregowane, żeby je odpowiednio zrecyklingować. Tym zajmuje się nasz firma. A to wszystko to są koszta. Żeby je pokryć, to my jako firma musimy odzyskać pewną ilość surowca, który nam zapewni zysk. Po wysegregowaniu pewnych frakcji jak np. złomu, można te frakcje sprzedać na rynku. Złom może na przykład zarobić na nasze paliwo. W przypadku, kiedy tę selekcję przeprowadzają jakieś inne osoby, które w ten właśnie sposób zabierają nam odpady wielkogabarytowe, to niestety narażają nasza firmę na straty. A dobitniej mówiąc, okradają nas – powiedział Sylwester Topolski ze spółki Eko-Region z o.o.

Kto pierwszy ten lepszy

Jeden z czytelników, który problem bałaganu zgłosił redakcji lokalnej gazety, użyczył nam gościny. Obserwuję zza firanki. Podjeżdża wóz marki „większy iż osobowy”. Grat, ale jaki pojemny. Tuż za nim zatrzymuje się rowerzysta. Od słowa do słowa wywiązuje się rozmowa w aureoli wulgaryzmów. No nie wierzę. Żeby aż taka akcja, przy takim towarze. Nie wiedzieć czemu, ale skojarzyło mi się to z czasami PRL-u i wymianą zdań w stylu „pan tu nie stał”. Tymczasem za oknem.

DSC_8233_m

 

- Spieprzaj stąd, byłem pierwszy, tylko pojechałem sobie zawieźć do domu – mówi ten od roweru.

- A co mnie to obchodzi, co ty robiłeś wcześniej – mówi kierowca i wyrywa spod ręki zafoliowany przedmiot. 

- Ja tu jeszcze (piiiip) wrócę i mordę obiję – odgraża się rowerzysta i odjeżdża. Tymczasem kierowca dyskretnie omiata wzrokiem teren, po czym zagłębia się w równo poukładany stosik. Po dziesięciu minutach po górce wielkogabarytów zostaje tylko wspomnienie. Teraz wszystko leży porozwalane na szerokości trzech metrów. Nie za długo, tuż po nim pojawiają się kolejni szperacze. Popyt jest, to i podaż również. Za ze złomowanie pralki dostaniemy trochę ponad 60 złotych, kilogram kosztuje bowiem 80 groszy. Podobnie jak z żeberko żeliwnego grzejnika, które waży jakieś siedem kilo. Złom kolorowy jest zdecydowanie droższy od innych metali. Miedź kosztuje od 18 do 22 zł/kg. Rozpiętość cen ogromna, a wybór przedmiotów do utylizacji dość spora, bo przecież jest jeszcze np. złom elektroniczny. Nic więc dziwnego, że nim samochód Eko-Regionu podjedzie, to po surowcach wtórnych – tych bardziej wartościowych – śladu nie ma.

 

Znalezione nie kradzione

Kolejna miejscowość. Godzina 20.00. Mieszkańcy zdążyli już powystawiać przed swoimi posesjami. Rano ma przyjechać po to samochód z Eko-Regionu i pozabierać. Jeśli jeszcze będzie miał co.

ekoregion2

- Co pół godziny na wieczór ktoś podjeżdża, miesza w tych śmieciach, miesza, aż znajdzie co mu się tam nada i zabiera. Żeby tę kupę jeszcze z powrotem poukładali, ale nie. Leży to oto rozwalone. No nie do rana, nie bo za moment drugi bus podjeżdża, wyłazi cała chyba rodzina, no nie wiem. Łapią co złapią i na drugi brzeg przewalają. I tak jest za każdym razem. Skaranie boskie z nimi. Dobrze, że to tylko na wiosnę i na jesień takie większe porządki się robi, inaczej byśmy powariowali z nimi – opowiadała zdenerwowana Małgorzata D.

Mały eksperyment podczas ostatniej zbiórki odpadów wielkogabarytowych. Wystawiona zepsuta drukarka. Po godzinie zostaje tylko plastikowa obudowa. Wszystkie części wyprute. Po kolejnym kwadransie, odcięty kabel. W tym tempie, zdaje się, że rzeczywiście służby porządkowe niewiele tych odpadów wielkogabarytowych zwiozą. Część przedmiotów jest też zabierana w całości. Nadawane jest im drugie życie, czyli trafiają do ponownego obiegu, choć niekoniecznie w innej postaci. Ale na pewno z drugiej ręki. Emil również zarabia na wystawkach. Nie handluje jak jego znajomi, starociami na rynku w Zelowie. Jego jedynym punktem sprzedaży jest Internet.

- Daję ogłoszenia, przeważnie ze zdjęciami. Opis, cena, telefon i mail. To mnie nicie kosztuje, a zarobek zawsze jakiś jest. Zawsze tam piszę, że to staroć, antyk, coś w ten deseń. Jak komuś nie pasuje cena, to nie kupuje. Przeważnie mam zapytań dużo.

Zdarzają mu się skarby w postaci starych powiększalników, maszyn do pisania, glinianych dzbanków z grawerem. Ale nie pogardzi też używanymi oponami. Pieniądz leży na ulicy i on go podnosi. Mówi, że niektóre rzeczy udaje mu się wycenić jak tylko spojrzy albo podniesie.

- Drzwiczki żeliwne pójdą za stówkę. Hydrofor łooo, ze trzy do pięciu stówkę. Telewizor 15 cali, 50 zł. To tak mówię, licząc najtaniej. Ludzie wyrzucają różne rzeczy, które mogą się jeszcze przydać innym. A że ja na tym chcę zarobić, to co w tym złego? – pyta retorycznie. – Plafon reklamowy, radio, skaner, stolik „ertefałka”… - kontynuuje wyliczankę swoich zbiorów, wskazując stos w garażu. Oburza się, że to nie jest żadne złodziejstwo. Znalezione nie kradzione. Ale Eko-Region twierdzi inaczej.

DSC_8222_m

 

 

reportaż i foto: Jola Babij /Media Production JB (archiwum)

* media i firmy zainteresowane naszymi usługami (reportaże, wywiady, artykuły, teksty i zdjęcia) zapraszamy do kontaktu mediaproduction.jb@gmail.com